czwartek, 2 października 2014

OneLife OneSoul OneLove

Tytuł: OneLife OneSoul OneLove (młodość Pablo i Esme)






Życie to nie bajka. They to dobroć. Świat to zło. Ile nam jeszcze zostało ? Ile zostało by w końcu dotrzeć do prawdy. Ja go nie znam, on mnie doskonale... ~Esme~


***Świat***


Budzę się zlana potem, to już drugi raz tej nocy. Koszmary nie dają mi spokoju, dręczą mnie już od tygodnia. Siadam na łóżko, rozciągam szyję, która spruchniała jak drzewo. Boże co się ze mną dzieje ? Spoglądam na zegarek, jest północ, cholerna godzina duchów. Przyglądam się swojej sylwetce  w lustrze i wydaje mi się, że nie widzę tam tylko swojego odbicia, że jest tam jakaś czarna postać, która pragnie mnie zabić, albo  wciągnąć w jakieś czeluścia. Już mi odbija całkowicie, wymyślam jakieś niestworzone historie. Nie chcę nic mówić rodzicom, nie chcę ich denerwować, ostatnio i tak mają zbyt dużo spraw na głowie. 



Jestem Esmeralda - zwyczajna 17-latka, która pragnie spokojnego snu.



***They***


Znowu leżę na łące i nie przejmując się niczym spoglądam w gwiazdy. One płaczą... Zostało mi już tylko dwadzieścia bić serca by ją odnaleźć, dwadzieścia bić, dwadzieścia dni, jeżeli mi się nie uda, moje serce stanie, a ja ropadnę się w pył i pochłonie mnie kosmos. Dlaczego tak jest ? Tak zostaliśmy stworzeni, tak się się stało, gdy Ziemia rozpadła się na dwie planety. Wiem, że to jest nierealne, i dość niemożliwe, ale taka jest prawda. Ludzie zamieszkujący Świat nie są świadomi, że my jesteśmy tuż obok nich. Mieszkańcy They znają prawdę.


They to bardzo stara planeta, która rządzi się swoimi nadprzyrodzonymi prawami. Jeżeli dwie osoby, które połączył żar miłości, złączął swoją krew, oznacza to, że ich dusze,  ich ciała, ich serca, nie mogę żyć bez siebie. 


Nasze życie wyznaczone jest przez bicie serca, każdy mieszkaniec ma ich określoną ilość. Kiedy więź zostaje przerwana, ciało zaczyna umierać, a zegar znajdujący się na prawej dłoni, który od dzieciństwa zabiera nam codziennie jedno bicie, zmniejsza się do ich minimalnej ilości. 


Takimi prawami rządzi się They, kto je złamie, jest przeklęty na wieki




Jestem Pablo - zakochałem się i oddam za nią życie.

***Świat***


Przy śniadaniu udaję, że wszystko jest w porządku, że nic mnie nie boli, że dziwne rzeczy, które dzieją się obok mojej osoby są tylko i wyłącznie wymysłem mojego zmęczonego mózgu. 


- Jesteś dziś jakaś markotna. - moja 38- letnia mama jest bardzo spostrzegawcza ma na mnie jakieś wyczulone zmysły. 


- Wszystko jest w porządku po prostu jestem trochę zmęczona, to tyle, naprawdę nie ma się czym martwić. - posyłam jej sztuczny uśmiech i zabieram się za konsumowanie kanapki. W tym samym czasie do kuchni wchodzi mój ojciec. Potężny mężczyzna, z oznakami siwizny, wita się w progu ze swoją żoną, jak co ranek drażni swojego syna roztrzepując mu włosy, i na koniec daje całusa swojej córce.


- Chciałbym znowu dotknąć Twojego rumianego policzka, znowu poczuć Twoje rozpalone jak żar ognia usta, spojrzeć w Twoje błękitne jak morze oczy, zostało już tylko dwadzieścia, pomóż mi, nie zostawiaj mnie. - przedziwny głos odzywa się w mojej głowie, znowu wydaje mi się, że to złudzenie, że to wymysł, że jestem normalna. Moje serce bije teraz jak oszalałe, głowa pulsuje jakby miała za chwilę wybuchnąć. Zaczyna mi wirować cały dotychczasowy obraz.


- Esme? Esmeralda? - przed upadkiem na podłogę słyszę tylko swoje imię. 

Jestem w miejscu, którego nie znam, to nie jest ani moja kuchnia, ani moje miasto, ani mój Świat. Czy to znowu złudzenie, a może sen ? Światło razi mnie w oczy, które muszę na chwilę przymknąć. Z mroku wychodzi jakaś postać, o dziwo się jej nie boję, wyciąga do mnie rękę, a ja ją przyjmuję. 

- Moje życia, Moja dusza, Moja miłość - to ten sam głos, który jeszcze przed chwilą słyszałam przy stole. 


- Kim jesteś ? - zadaje proste pytanie, które dogłębnie mnie nurtuje. Nie dostaję jednak odpowiedzi...


- Esme? Jesteś z nami ? Esme ? Obudź się !! - głos ojca dociera do moich uszu. Delikatnie otwieram powieki, teraz jestem u siebie. Widzę nad sobą trzy przerażone postacie.


- Już jest dobrze, po prostu słabo się poczułam. Przepraszam chciałabym się położyć do łóżka, straciłam apetyt. - powiedziałam do nich i delikatnie podniosłam się z podłogi, otrzepując kurz, który przyczepił się do mojego ubrania. Oni są zdziwieni, ja zdruzgotana. Muszę być teraz sama, zastanowić się nad tym co przed chwilą miało miejsce. 


Czy naprawdę jestem Esmeralda ?




***They***

Widziałem ją, jej piękne długie włosy, jej błękitne oczy, nie pamięta mnie, nie zna mnie, to wszystko sprawia, że czuję kolejny ból, kolejny ucisk w żołądku. Kolejne srebrne łzy. 

Jej rodzice nigdy mnie nie akceptowali. Zawsze byli przeciwni naszej miłości. Spodziewałem się, że coś planują, ale po ślubach sądziłem, że wszystko wróci do normy, że będziemy tworzyć rodzinę.

Pomyliłem się.

Porwali ją, zabrali gdzieś daleko, zdradzając tym samym swoją matczyną planetę. Zdrada nie jest wybaczalna i oni już nigdy nie będą mogli tu wrócić.

- Powinienieś z kimś porozmawiać - z rozmyśleń wybudza mnie moja starsza siostra. Dla niej to wszystko jest takie proste. Jest szczęśliwa, może sobie spokojnie żyć, tylko udaje, że mnie rozumie. 

Nie odpowiadam na jej zaczepkę, udaje się do swojego pokoju, gdzie na ścianach wiszą nasze wspólne zdjęcia. Z bezsilności po prostu zasypiam.

***Świat*** 

Przespałam pół dnia i całą noc. Tym razem śniło mi się coś pięknego. Byłam na łące, ubrana w białą zwiewną sukienkę. Biegałam po miękkiej trawie na bosaka. Roześmiana, pełna energii, chętna życia i o dziwo zakochana. Jedyną przeszkodą w tym wszystkim było to, że nie wiedziałam w kim. W jednej chwili z łąki przeniosłam się do dziwnego miejsca. Toczyła się wojna, skąd ja to wszystko wiem? 

Rozłam They (czym jest They?)

- To nie był sen - odzywa się znajomy głos w mojej głowie. - Chciałbym Ci to wszystko wyjaśnić, powiedzieć kim jesteś i dlaczego to wszystko pojawia się w Twojej głowie. - chciałam się go pozbyć, ale jego głos był taki delikatny i czuły, że przestałam z tym walczyć.
- Esme, czekaj na mnie, niedługo się zobaczymy - zamknęłam oczy, zupełnie nie wiedziałam o co chodzi. 

Z mojego snu/wizji wynikało, że Świat nie jest jedyną planetą, że jest druga materia They, ale przecież to niemożliwe, uczyliby nas tego na geografii czy historii. Dlaczego on twierdzi, że powinnam to wszystko wiedzieć? 

Pogrążona w melancholii wstałam z łóżka, aby w końcu wyprostować kości. Wyjrzałam przez okno, słońce delikatnie przedzierało się do mojego pokoju. Moje oczy powędrowały ku niebu. Czy naprawdę tam jest życie?

Ubrana w szlafrok i ciepłe kapcie zbiegłam na dół. Moja rodzina siedziała już przy stole. Czy powinnam im o tym powiedzieć? Może oni by mi jakoś pomogli, a może skarcili za to, że wcześniej nic nie mówiłam. 

Zapach jajecznicy unosi się w powietrzu, mój żołądek wydaje przeróżne dźwięki. Odsuwam krzesło i siadam na swoim miejscu. To co znajduje się na moim talerzu wygląda jak złamane serce. Dwa odrębne kawałki. Nawet jedzenie mnie prześladuje.

***They***


Godziny, minuty, sekundy, mam poczucie jakbym zatrzymał się w miejscu, tylko mój zegar przypomina mi, że zostało już tylko siedemnaście. Udaję, że się tym nie przejmuje, że jestem silny. Przestałem spotykać się ze znajomymi, wiem że oni się martwią, kochali Esme równie mocno jak ja.

Zaczynam popadać w stany lękowe, boję się nawet swojego cienia. Nie wiem co począć, nie wiem czym się zająć, co wymyślić. Coraz trudniej mi łapać oddech, a jeszcze trudniej żyć.

***Świat***

Chodząc po ulicach Londynu, cały czas próbuję ułożyć tą rozsypankę w całość. Wpisywałam w internet tę nazwę "They", zawitałam nawet w bibliotece. Nigdzie nic nie ma. Chyba jestem psychiczna. 

Jego głos, przeszywa moje ciało. Mam motylki w brzuchu, jakbym znała go miliony lat świetlnych. Maleńkie krople przezroczystego deszczu spadają po mojej kurtce. Wyglądają jak łzy, które ktoś z góry na mnie wylewa. Szybkim truchtem kieruje się w stronę najbliższego sklepu, aby móc się ukryć.

***They***

-Kocham Cię - powiedziała całując moje rozpalone usta.
-Nie tak mocno jak ja Ciebie - odpowiadam spoglądając w jej błękitne oczy. Widzę w nich radość, beztroskość, i taką pełnię życia.

To tylko wspomnienie, jedno z wielu. Dla niej mogę nawet umrzeć. 

Wpadam na coraz głupsze pomysły, nawet jestem przygotowany do opuszczenia planety, są rzeczy ważne i ważniejsze, a ona jest najważniejszą. Rozglądam się dookoła, zranię najbliższych, jestem tego świadom, ale taka jest cena bycia szczęśliwym.

Zostało już tylko siedemnaście 

Jedynym sposobem aby ją odzyskać jest dostanie się do Świata, a to zdrada They. Czy powinienem ? Czy kiedyś zostanie mi to wybaczone ? Nie mogę zadawać sobie takich pytań ! Ja wiem co jest najważniejsze i nie trzeba mnie o tym przekonywać. Mogę umrzeć bez niej, albo żyć w pełni szczęścia. Wyszedłem z domu. Musiałem przewietrzyć mózg poukładać to wszystko.

***Świat***

Chciałabym z kimś porozmawiać, z kimś kto doda mi jakiejś otuchy, powie że powinnam iść do lekarza i sprowadzi mnie do rzeczywistości.

***They***

Musiałem zostwić jakąś informację nabliższym, chciałem im wyjaśnić, dlaczego to robię, i po prostu szczerze ich przeprosić.

"To nie jest tak, że mi na was nie zależy ! Jesteście częścią mojego życia, ale wybrałem ją, wybrałem życie przy niej, a teraz kiedy zbliżam się ku końcowi, uświadamiam sobie, że tak dalej być nie może. Wiem, że was zdradzam, wiem że już nigdy was nie zobaczę. Musicie jednak pamiętać o tym, że to co robię to nie jest zdrada They, wiem, że gdy będziecie to czytać, uronicie łzy. Proszę tylko abyście pamiętali, że kocham was, że jesteście moją rodziną i tak jak They zawsze pozostaniecie w moim sercu. 
~Zostało już tylko szesnaście. Wasz Pablo~
Pocałowałem kartkę i położyłem ją w najbardziej widocznym miejscu. 

Spakowałem tylko najbardziej potrzebne rzeczy i wyruszyłem w kierunku Bramy. Jedyna możliwość przejścia na drugą stronę, moja szansa.

Strażnicy nie odstępują tego miejsca na krok, przejście na drugą stronę graniczy z cudem, i to właśnie ja musze nim być. Ich oczy wirują dookoła głowy, nie mam pojęcia jak rodzinie Esmeraldy udało się tam dostać, skoro im się udało to mi tym bardziej. Oni muszą popełniać jakiś błąd.

ZMIANA WARTY ! Krzyczały moje myśli. 

Rzeczywiście podczas zamiany strażników jest taki dziesięciu sekundowy moment w którym nie patrzą na bramę. Spojrzałem na zegarek. Zamian jest za minutę. 

Wziąłem głęboki oddech, przeczytałem napis nad bramą. 

"Nasze życie zapisane jest w gwiazdach. To one zdecydowały, że jesteś tu i teraz, to one Cię ukształtowały. Pamiętaj kim tak naprawdę jesteś"
10
9
8
7
6
5
4
3
2
1
JUŻ !!!!!!!
Biegłem ile sił w nogach. Rzuciłem się na nią. Poczułem beztroskość, wszystkie złe myśli odpłynęły gdzieś w dal. Zamknąłem oczy i dałem się ponieść temu wszystkiemu.

Niedługo Cię odnajdę, to była ostatnia myśl przed....


***Świat***

- PIIIIPPPPPPPPPPPPPPPPPPPPPP - uszłyszałem przeraźliwy pisk. Siedziałem na betonie, a na przeciw mojej twarzy znajodował się dziwny pojazd.
- Jak łazisz złamasie ! Bym Cię zabił ! Złaź mi z drogi. - z pojazdu wysiadł dośc potężny mężczyzna, o pełnej łysinie i z brakującym uzębieniem. Postanowiłem nie wchodzić mu w drogę. Usunąłęm się z tego miejsca. Rozglądałem się dookoła zdezorientowany.  Gdzie mam jej szukać, przecież to jest ogromne i przerażające miejsce. Udałem się przed siebie, bo nic innego nie przyszło mi do głowy. Nagle moje serce zaczęło walić i chciało się wyrwać z klatki piersiowej, krew w moich żyłach zrobiła się zburzona i gorąca.
- Jestem blisko - powiedziałem pod nosem. 
***
Musiałam wyjść, nie mogłam bezczynnie siedzieć w domu, i co chwilę powtarzać rodzicom, że naprawdę jest wszystko w porządku. Ściągnęłam po cichu swoją kurtkę, nałożyłem wygodne trampki i wymknęłam się. Poczułam powiew świeżego powietrza. Wiatr delikatnie rozdmuchiwał moje włosy. Musiałam gdzieś usiąść, w spokojnym miejscu z dala od tego Londyńskiego zgiełku, Najlepszym miejscem był pobliski park. Miejsce pełne zieleni, ciche, bez samochodów i śmierdzących spalin. 

Zatrzymałam się na chwilę. 

Moje żyły napuchły, krew zaczęła szybciej krążyć, serce jakby chciało wyrwać się na zewnątrz, jakby coś zobaczyło. 
- Boże co jest ? - złapałam się za klatkę i powolnym krokiem kierowałam się ku wyzaczonemu celowi. Przysiadłam na pierwszej ławce i złapałam dwa potężne oddechy. Moje ciało powoli się uspokajało. 

Jestem przerażona. 
***
Powoli wszystko wracało do normy. Świat nie jest taki zły jak uczono mnie w szkole. Poruszałem się za tłumem. Ludzie dziwnie na mnie patrzyli. Może byłem niestosowanie ubrany, albo miałem coś na czole. Nagle ze sklepienia nade mną zaczęla spadać jakaś mokra substancja. Chciałem gdzieś uciec. Nie miałem pojęcia co to takiego. Zacząłem się kręcić w kółko i odganiać to od siebie.

***
Uspokajając się powoli, zobaczyłam dziwnie zachowującego się chłopaka. Na ogół nie zaczepiam nieznajomych, ale mój wewnętrzny głos kazał mi do niego podejść. Kiedy byłam coraz bliżej jego osoby moje serce znowu oszalało, żyły omało mi nie wybuchły.

-Co Ty robisz? - zapytałam ze zdziwieniem. Odwrócił się w moim kierunku. Doznałam szoku. 

ZNAM GO!!!

To chłopak z moich snów, z wizji, co on tu robi,czy to znowu sen?

***

-Esme - wymsknęło mi się. Nie powinienem jej pokazywać, że ją znam. Może się wystraszyć, znowu ucieknie, a potem nigdzie jej już nie odnajdę. Klatka piersiowa paliła mnie jakby ktoś chciał żywcem wyrwać mi serce.
-Skad znasz moje imię? - zapytała zdziwiona.
-Zgadłem. - zrobiłem głupią minę.

Nie poznaje mnie.

- They - powiedziała, a ja oniemiałem. To znaczy, że pamięta, że wie. - Tylko Ty jesteś w stanie odpowiedzieć mi na pytanie, czy Świat nie jest jedyną planetą. Jesteś chłopakiem z moich snów. - oznajmiła mi. 

I co miałem zrobić. Musiałem powiedzieć jej prawdę. Usiedliśmy na ławce z dala od przechodniów i hałasów.

- Bardzo Bardzo Bardzo dawno temu - zacząłem. - Istniała tylko jedna materia, nikt nie wie jak się nazywała. - zacząłem opowieść od początku, nie chciałem pominąć żadnego faktu, nie chciałem też jej wystraszyć.

***

- Między ludem tej planety nastąpił rozłam - bardzo uważnie go słuchałam, ale w międzyczasie przyglądałam się mu. Piękne miodowe oczy i brązowa czupryna robiły z niego niezłego przystojniaka.
- Wojna była okrutna, wiele osób zginęło - kontynuował, a ja dalej nie mogłam w to uwierzyć. - W końcu dwóch przywódców doszło do porozumienia. Podzielili materię na Świat i They. Mieszkańcy Świata zapomnieli o naszej planecie...

*** 

Balem się, żeby nie przekazać jej za dużej dawki informacji, bo mogą spowodować mętlik w jej głowie.

- Mieszkańcy They od dziecka uczeni byli tej historii, dlatego wy nie macie pojęcia o istnieniu mojej planety. - doszedłem do sedna.
- W takim razie co ja mam z nią wspólnego? - tego pytania balem się najbardziej. Serce kazało powiedzieć prawdę, umysł kazał myśleć rozsądnie. 
- Bo widzisz - zacząłem...

***

Czekałam na wyjaśnienia, czy można było mnie jeszcze czymś bardziej zaskoczyć. Plątał się w swojej wypowiedzi. Ewidentnie chciał uniknąć tego pytania.
- Powiedz mi w końcu prawdę. - wstalam z ławki.
- Ty też - zaciął się, stawałam się coraz bardziej niecierpliwa. - Ty też pochodzisz z They. - wydusił z siebie. Całe moje dotychczasowe życie legło w gruzach. 

Stałam tam i wgapiałam się w niego. Życie to nie bajka. They to dobroć. Świat to zło. Ile nam jeszcze zostało ? Ile zostało by w końcu dotrzeć do prawdy. Ja go nie znam, on mnie doskonale...

Złapałam się za głowę, jak mogłam tego wszystkiego nie pamiętać. Musiałam sobie to wszystko poukładać.

- Przepraszam to za dużo jak na jeden dzień. - powiedziałam i wstałam z ławki.
- Musisz mi pomóc, zostało mi już tylko 15 bić serca- pokazał wyryty zegar na prawej dłoni. Przyjrzałam się temu dokładnie. Dziwne ja na prawej dłoni mam duża bliznę, jakby mi ktoś w dzieciństwie coś wyrył. 
- Nie umiem. Przepraszam. - pobiegłam przed siebie...

*******************************************************************************************
Esmeralda :

Źle, coraz gorzej, mój oddech jest coraz słabszy, moje serce bije coraz wolniej, krew .... Ja umieram. 

Zaczęłam to sobie uświadamiać. Przez te piętnaście dni stawałam sie cieniem człowieka. Musiałam w końcu wytłumaczyć rodzinie co się ze mną dzieje, dlaczego nie dam rady wstać z łóżka, ani nawet utrzymać kubka herbaty. Wtedy dowiedziałam się całej prawdy.

Usiedliśmy przy stole naprzeciw siebie. Ich twarze przybrały dziwny grymas. Wiedziałam, że szykuje się poważna rozmowa, jeszcze wtedy nie domyslałam się jak ta rozmowa wpłynie na moje dalsze myślenie. Wszystko zaczęło się od poczatku, to samo co opowiadał mi Federico, ja chciałam znać odpowiedz na pytanie "Dlaczego". 

- Nie mogliśmy Ci pozwolić z nim być. Powinnas była wybrać kogoś odpowiedniego. Kogoś z lepszej rodziny. On był ... - chciała coś powiedzieć, przyrównać go, ale na szczęście wtrącił się ojciec.
- Zrobiliście to bez naszej zgody - zaczął
- Co zrobiliśmy? - spojrzałam na nich zdziwiona.
- Wzieliście ślub! - wykrzaczała moja matka. Mogłam się naprawdę wszystkiego spodziewać, ale że ŚLUB! 
- Posłuchaj - ojciec ponownie zabrał się za tłumaczenie - They rządzi się swoimi prawami, śluby krwi to jest związanie się na cale życie, to jest jak... - chciał dokończyć, ale mu przerwałam.
- JAK WY! - rzuciłam im w twarz- Wy też jesteście tym połączeni, a mnie skazaliście na śmierć? - spojrzałam na matkę. Z jej oczu poleciały srebrne łzy, tyle jej pozostało z rodzimej planety. 

Pablo wytłumaczył mi,że kiedy ludzie bardzo cierpią, kiedy nie mogą już nic zrobić z ich oczu wylewają się srebrne łzy. Podobno jest to ogromny ból. Nie obchodziło mnie to.


Byłam jego żoną! Jego światłem, jego duszą, ciałem, sercem, a oni mnie mu zabrali, ukradli. Tłumaczą się tym, że to było dla mojego dobra, że musieli, że nie mieli wyboru.

Oni wszystko pamiętają, każde wspomnienie z They mają zapisane w swoich głowach. Zrobili mi pranie mózgu, nie chcieli, żebym go pamiętała, żebym cokolwiek czuła. 

Jestem jak szmaciana lalka, porzucona i bezużyteczna. 

TO ONI POWINNI PŁAKAĆ !!! TO ONI POWINNI UMRZEĆ.!!!

Pablo :

To już koniec, teraz jestem tego stu procentowo pewien. Minął nasz czas. Już nic nas nie uratuje.

Stawiałem stopę za stopą, powoli i delikatnie. Ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Nawet nie odejdę w swoim domu tylko na obcej planecie. Nawet nie umrę przy niej. 

Minuty - Sekundy.

Esmeralda: 

Powoli udaje mi się wyjść z domu, nie słucham próśb matki, nawet nie wiem czy ją mam. Ciężko mi utrzymać równowagę. Nawet mnie nie poinformowali, że umrę. Żyli z dnia na dzień z myślą, że kiedyś to nastąpi.

BOLI!!!! 

Przewracam się na chodnik, ale po chwili na mojej talii czuję czyjeś dłonie. Podnoszę do góry powieki. Miodowe oczy, które jeszcze niedawno były pełne iskierek zmieniły się w czarne plamy, skóra która była jasna jak słońce, teraz jest zmarszczona.

- Co się z nami stanie? - spojrzałam na niego z nadzieją.
- Odpłyniemy w kosmos. - powiedział spokojnie. Chyba już się nie bał. Był przygotowany. 
- Chciałabym Cię pamiętać, chciałabym Cię kochać. - dotknęłam ciężką ręką jego policzka. Czulam jak jego serce zaczyna mocniej bić, to chyba strach, a może to Ja. 

Ostatni oddech, ostatni rytm serca, ostatni obraz przed oczami, ostatnia Ja.... 

...............................................................................................................................................

Don't see any rainbow

All I see is raindrops falling
Don't see any moonlight
All I see is darkness falling

I don't wanna be here

And I don't want a lifetime here without you

Muzyka rozbrzmiewała w moich uszach. Byłam taka wolna, szczęśliwa, uśmiechnięta. 
- Esme - usłyszałam swoje imię. Zobaczyłam go biegnącego w moją stronę. 

Mój mąż - Moja miłość - Moje życie

Wpadliśmy sobie w ramiona. Teraz już wszystko wiem, wszystko jest takie jasne, jakbym zaczęła nowe życie.

- Nareszcie. - pocałował mnie w moje rozpalone jak węgiel usta. - Jesteś ze mną. - popatrzył mi w oczy. 
- I już nigdy Cię nie opuszcza Pablo....

Ich dusze popłynęły gdzieś daleko. On poświęcił się dla niej, a ona umarła razem z nim. Nikt nie nalicza im czasu. Mają dla siebie całą wieczność. Na zawsze. Teraz wędrują gdzieś w oddali trzymając się za ręce, bez zegara, bez odliczania. Tylko oni, dla siebie, dla miłości...

The End

czwartek, 11 września 2014

Roller Coaster

Tytuł  : " Roller Coaster"


Życie to nasze wybory. (Klik)

CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ










" Sometimes shattered, never open
Nothing matters when you're broken
That was me, whenever I was with you
Always ending, always over
Back and forth, up and down, like a ROLLER COASTER
I am breaking that habit today"


15 maja 1997 

Mam 28 lat i nieskończoną liczbę facetów na koncie. Wszystko na nich działa, oblizywanie ust językiem, kręcenie włosów na palcu, taniec disco czy zwykły rumieniec. Osiągnęłam w swoim zawodzie poziom mistrzyni. Mężczyźni są jak koty ganiają za swoją myszką aż ją dopadną i w całości pożrą. Wystarczy tylko mały znak. Żonaci są najlepsi, rzucają się na Ciebie jakby nigdy w życiu nie widzieli kobiety. Ja jestem po stronie tych ostatnich.

Czy jestem prostytutką? To pytanie bardzo często słyszę w słuchawce swojego służbowego telefonu.

Hmm można to nazwać po części oddawaniem swojego ciała, ale w celach charytatywnych. Kobiety płacą mi za sprawdzenie swoich mężów, narzeczonych czy chłopaków.

JESTEM CALL GIRL! 

Od dziecka lubiłam bawić się uczuciami innych. Rzucałam chłopaków jak odrzuca się niepotrzebny już przedmiot. Oni błagali, prosili, a nawet płakali abym do nich wróciła, a ja czerpałam z tego chorą satysfakcję. Tak łatwo jest ich wyprowadzić w maliny, tak łatwo dają się oszukiwać. Pomyślałam dlaczego by nie zacząć na tym zarabiać. Kobiety stały się z czasem podejrzeliwe w stosunku do mężczyzn, zachciało im się "sprawdzania" swoich partnerów. I tu do akcji wkraczam JA. Czasami jako zagubiona podróżniczka, studentka, dziewczyna szukająca mieszkania. Wszystko zależne jest od tego czego oczekuje odemnie kobieta, która zleca mi owe zadanie. Mogę być kimkolwiek. Potem zaczyna się gra, powoli, dokładnie lustruje mężczyznę, oczywiście wcześniej dostając podstawowe informacje od jego kobiety. I po tygodniach pracy, spotkań, czułych słówek, delikatnych pocałunków zciągam go do hotelu na niezobowiązujący sex.

99,9 % mężczyzn leci na mnie jak pszoczoły do ula. Raz zdarzyło mi się, że uciekł. Biedaczek wystraszył się. UPS.

Choroby? 

Przezorny zawsze ubezpieczony. Dla stosunku bez zabezpieczenia mówię stanowcze NIE. Podczas kolacji udaje, że pije, żeby coś mi nie odbiło i żebym potem nie obudziła się z jakimś intymnym syfem. 

Zarobki?

Kobieta, która chce przestać być okłamywana sprzeda nawet samochód, aby mi zapłacić. One się już między sobą wymieniają moimi numerami. 

Jestem firmą bez spółki z.o.o


16 maja 1997

Otwieram jeszcze zaspane oczy. Spoglądam przed siebie i dostrzegam krople deszczu spływającego po oknie mojego apartamentu. Dziś miał być mój odpoczynek, dzień wolny, miało być pięknie, powinny mnie obudzić promienie słoneczka, a nie dudnienie deszczu o parapet. Ledwo zwlekam się z łóżka. Jestem okropnym śpiochem i ciężko mnie zmusić do wstania. Odsłaniam powoli kadrę, wyjmuję jedną nogę, wsuwam ją w kapcia, potem drugą. I w połowie już jestem gotowa do zaczęcia dzisiejszego dnia. Włączam radio, na fali 103,3 FM leci moja ulubiona piosenka Kelly Clarkson.



What you see's not what you get

With you, there's just no measurement
No way to tell what's real from what isn't there


Your eyes, they sparkled

That’s all changed into lies
That drop like acid rain
You washed away the best of me
You don't care

Zaczynam śpiewać razem z piosenkarką, a ciało porusza się w rytm muzyki. W piżdżamie wyglądam jak 20- letnia dziewczynka. Bez makijażu, bez specjalnych ubrań. Czasami lubię bycie sobą.

Dryn Dryn Dryn Dryn Dryn 

W drugim pokoju rozlega się dźwięk mojej służbowej komórki. Cholera jasna powinny wiedzieć, że mi też należy się chwila wytchnienia. Na ekranie wyświetla się nieznany numer, palec ewidentnie wendruje w stronę czerwonej słuchawki, jednak mózg mówi coś innego. Wygrała zieleń.

- Słucham. - odzywam się do osoby po drugiej stronie.
- Esmeralda Fi...
- Bez nazwisk proszę - przerywam przestraszonej kobiecie. Po głosie można rozpoznać bardzo wiele cech charakteru. W tym też mam już wprawę.
- Emm, emmm dzwonię dooo paani... - jej jąkanie zaczynało mnie irytować, czy nie można normalnie powiedzieć o co chodzi. Wraz z telefonem udałam się do kuchni by w tym samym czasie przyrządzić sobie świeżą kawę.
- Mogłaby się pani wyrażać jaśniej. - ponaglam ją, nie mam wieczności na takie rozmowy, wiem o co jej chodzi, ale niech mi to sama powie.
- Chcę, żeby pani sprawdziła mojego męża. - powiedziała na jednym wydechu. W końcu, to nie jest takie trudne, przecież jej nie zjem przez ten telefon.
- Dziś 16 Cabaret przy Street North 41 tam będziemy mogły spokojnie porozmawiać, proszę wziąć zdjęcie męża i znać jakieś podstawowe informacje i ciekawostki, które mogą mi się przydać. - rozmowę zakończyłam Ja, to oznaka mojej wyższości nad innymi kobietami. Muszę czerpać z tego jakąś przyjemność.

Kieruje się kilkoma zasadami.

1) Nie umawiam się z facetami po 60, nie przyjmuję takich zleceń.
2) Facet musi być czysty. ( zawsze proszę aby kobiety miały ze sobą wyniki jego badań)
3) Biorę 50% ceny przy pierwszym spotkaniu.
4) Nigdy się nie zakochuje.
5) Jeden numerek i koniec kontaktu.
6) Nie umawiam się w miejscach, które każdy zna.
7) Sex to tylko zadanie, żadnych przyjemności.

Mniej więcej coś takiego. Żebym nie miała zasad mogłabym dać się ponieść mojej fantazji. 

Rodzina?

Nie, nic nie wiedzą myślą, że jestem redaktorką w jakiejś miejscowej gazecie. Co by sobie pomyśleli o jedynej córce ( mam trzech braci) wolę ich nie ranić i nie wyprowadzać z błędu.

Biorę łyk czarnej kawy i od razu czuję jak gorący płyn dociera do mojego żołądka i rozgrzewa mnie od środka. Jestem gotowa i chętna do pracy. Teraz przyda się ożeźwiający prysznic. Wkładam brudną filiżankę do zmywarki. Mniej pracy dla mojej kochanej Olgity. To taka mała pomoc domowa, nie mam czasu sprzątać to zrozumiałe.

Łazienka jest oazą spokoju, tu mogę pomyśleć, tu zmywam z siebie cały brud dnia. Zdejmuje swoje krótkie szorty, które od lat służą mi za spodenki do spania. Zaraz po nich na podłodze ląduje koszulka odkrywając moje piersi. Nigdy nie miałam kompleksów zwiazanych ze swoim ciałem. Jednak zawsze przyglądam się sobie w lustrze, czy wszystko jest na swoim miejscu. Chociaż wiem, że przez noc siusiak mi nie wyrośnie. Coraz częściej łapie się na głupich myślach.

Ze słuchawki prysznicowej zaczyna lecieć letnia woda. W ułamku sekundy krople pieszczą moje nagie ciało. Uśmiecham się sama do siebie. Sprawia mi to przyjemność. Zamykam oczy i wyobrażam sobie siebie jako żonę i matkę. Nie chcę tego, nie potrzebne mi to! Osiągnęłam to co chciałam, po co mi coś więcej. Otwieram szybko oczy i wymazuję ten obraz.

- Głupia. - cicho szepczę do siebie. Za dużo myślisz. Skup się na czymś innym. 

Muszę być piękna i pewna siebie, muszę uwieść go wzrokiem sprawić, że zacznie się ślinić na mój widok, zacznie mnie porządać. (...)

16:00

Siedzę przy stoliku w kącie, zawsze zajmuję to miejsce umawiając się z klientkami. Lepiej aby nikt nas nie zobaczył. Popijam niebieskiego drinka z parasolką. Do środka wchodzi kobieta po 30-dziestce, w czerwonym płaszczu i w czarnych szpilkach. Niezbyt wysoka o kszatanowych włosach. Rozgląda się dookoła. Macham na nią ręką. 

Skąd wiem, że to ona?

Głupie pytanie...

- Dzień Dobry - wita się i siada naprzeciw mnie. Od razu zauważam dziwny grymas na twarzy. Strach? 
- W czym mogę pani pomóc? - nie ma co bawić się w przyjaciółki to czysty biznes i od razu trzeba przechodzić do sedna sprawy. Zauważam obgryzione paznokcie i odpadający z nich lakier. Włosy każdy w inną stronę. Nie wyglądała zbyt dobrze. 
- Ja a a naprawdę nie wiem co mam robić. - schowała twarz w dłonie i zaczęła cicho popłakiwać. Nie lubiłam być stawiana w takich sytuacjach.
- Mąż panią zdradza? Czy może jest jakiś inny problem? - oszczędziłam jej katuszy tłumaczenia wszystkiego. Podniosła swoją zapłakaną twarz i spojrzała na mnie.
- Proszę mi pomóc. - stanowczy głos przyprawił mnie o gęsią skórkę. - W kopercie jest wszystko, mój numer pani ma. Proszę działać. - wytarła twarz, spojrzała w lusterko i wyszła. Nie powiem byłam zdziwiona, przeważnie takie sytuacje mi się nie zdarzają. Zajrzałam do środka koperty, pieniądze były, wiec można zacząć działać. 

Wróciłam do domu taxówką. Nie przepadałam za spacerami, a już na pewno nie w taką pogodę. Kiedy tylko zamknęłam drzwi z drugiej strony, rzuciłam torebkę na stolik. Przebrałam się w wygodny szary dres, usiadlam na kanapie i zabrałam się za studiowanie wnętrza koperty. 

Pablo Cortez 36-letni lekarza chirurg. 
Żona Gabriella, nie ma dzieci. Chociaż tyle dobrego. 
W poniedziałki i w soboty od godziny 20-stej przesiaduje w klubie bilardowym "Grease" 
Lubi siatkówkę, kuchnię włoską, uwielbia filmy akcji, ulubiony : Szybcy i Wściekli.
Kocha zwierzęta w szczególności konie, można go co czwartek spotkać w stadninie koni "Marino" po godzinie 17-nastej.
Lubi whisky z cola.

Podała mi też do siebie numer. Z koperty wystawała jeszcze fotografia mężczyzny. Wzięłam ją do ręki i dokładnie się przyglądałam. Brunet, delikatny zarost, elegancki, ma coś w swoim spojrzeniu, jego oczy przeszywają mnie nawet ze zdjęcia. 

Esme czas zacząć uczyć się jeździć konno! Dzisiejszy wieczór był ostatnim wolnym, wybrałam jakąś głupią komedię, zrobiłam popcorn i nie zorientowałam się kiedy zasnęłam.

17 maja 1997

Od pół godziny wpatruje się w sufit. KONIE!! Ja tego nie przetrzymam. Ja się ich totalnie boję. Nie chcę wstawać z mojego miękkiego łóżka. NIEEEE

Wdech i wydech, wdech i wydech. Dasz radę przecież jesteś genialna w tym co robisz. Najlepsza, nikt Ci nie dorówna. (...)

Zrobiłam podstawowe zakupy. Zorientowała się do czego co służy. Mam nawet bryczesy( takie specjalne spodnie). Ughhhh z daleka czuję ten smród. Muszę tam wejść to moja praca, dostaje za to pieniądze. HALOOOO! Ogarnij się. Z lekkim uśmiechem na twarzy wchodzę do pomieszczenia, które nazywa się biurem. Za ladą siedzi jakiś starszy mężczyzna z pierwszymi oznakami siwizny.

- W czymś mogę panience pomóc? - odezwał się słodkim głosikiem. Był uroczy, taki śmieszny staruszek. 
- Chciałabym zapisać się na lekcje. - posłałam mu uśmieszek i spojrzałam w podłogę. - Tylko ja nie umiem jeździć. - zrobiłam smutną minkę małej dziewczynki, a do tego maślane oczka.
- Pablo - mężczyzna skierował swój głos za drzwi. Odwróciłam się i ujrzałam moja ofiarę. Nie był elegancki jak na zdjęciu. Miał na sobie gumofilce, brudne spodnie i wygniecioną koszulę. 
- Tak? - wszedł do pomieszczenia i przyjrzał mi się.
- Ta panienka chciałaby się zapisać na naukę jazdy, a z tego co wiem masz jeszcze wolne miejsca. - uśmiechnął się do niego.
- Oczywiście, zapraszam panią. - przepuścił mnie w drzwiach i poprowadził w nieznanym kierunku.

Punkt dla Esme!

Szlam za nim mając nadzieję, że za chwile się zatrzyma i będę mogła z nim porozmawiać. I rzeczywiście zrobił to. 

- To jest Fleur najspokojniejsza klacz w całej stadninie. - wskazał mi konia na którym miałam jeździć. Była cała biała jak świeży śnieg, który dopiero osiada się na ziemię. Miała czarne oczy, które wyrażały tyle emocji, tyle dobroci. Nie mogłam się na nia napatrzeć.
- Widzę, że przypadłyście sobie do gustu. - wyrwał mnie z rozmyśleń. - Za chwilę ją osiodłam i wyprowadze, aby mogła ją pani bliżej poznać. - powiedział, a ja patrzyłam na niego jak idiotka.
- Nie jestem pani, jestem po prostu Esmerlada, albo Esme. - podał mu dłoń, a on odwzajemnił uścisk mówiąc ciche "Pablo". Przygryzłam wargę i się zarumieniłam. Oczy błysnęly mi jak dwie spadające gwiazdy. 

Gdy wyprowadził klacz na padok mogłam obejrzeć ją w całej okazałości. Jego też. 

- Wsiadamy. - oznajmił mi nagle i ni stąd ni zowąd podniósł mnie i już siedziałam w siodle. Był silny i umięśniony, musiał gdzieś ćwiczyć. Bałam się, było wysoko, kurczowo trzymałam ją za grzywę i chyba w pewnym momencie przesadziłam i ścinęłam ją tak, że popędziła do przodu ze mną na grzbiecie. Zaczęłam się wydzierać w niebogłosy. Nie chciałam spaść nie tak to miało wyglądać. I nagle BUM.

Leżę na ziemi z przeszywającym bólem nadgarstka. Moje plany poszły do kosza, a jeszcze złamałam rękę. Wspaniale, najlepszy dzień ever. 

- Nic Ci nie jest? - złapał mnie za ramię i delikatnie podniósł mnie do góry. Wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Niesamowite ma te oczy. Ręka bolała niemiłosiernie, ale zapommiałam o niej, gdyż wtopiłam wzrok w niego. 
- Nie jest złamana, ale spuchła trzeba posmarować Altacetem i zawiązać bandażem elastycznym - rzeczywiście na dłoni zaczął pojawiać się granatowy siniak. Posadził mnie na ławkę, a sam po kilku chwilach wrócił z apteczką. Powoli i delikatnie smarował ją maścią, a potem owinął w bandaż. Był słodki. Nigdy mi się nie zdarzyło aby facet tak na mnie działał. Może po prostu był zwyczajny, nie patrzył mi na tyłek, nie zaczepiał, był sobą nikogo nie udawał.

Hola, hola nie za to mi się płaci!

- Powinieneś mnie zaprosić na kawę. - wystrzeliłam nagle. Przecież to jest moje zadanie zaciągnięcie go do łóżka. Mam na to dwa tygodnie, to już stały czas, jeżeli mi się nie uda(to nie wchodzi w grę) mówię żonie, że jest wierny. 
- Emmm Ja No tak, no właśnie, ja, nie... - słodki był nawet jak się jąkał, poprawił włosy i nie wiedział gdzie podziać wzrok.
- Powiedziałeś, że to najspokojniejsza klacz, jednak prawda okazała się inna, w rekompensatę zabierasz mnie na kawę tu za rogiem jest mała kawiarenka. Tylko się przebiorę i umuję, i będę tam na Ciebie czekać. - puściłam mu oczko i zostawiłam go samego na tej ławce. 

Zdjęłam z siebie brudne ubranie, odrzuciłam je gdzieś w kąt i weszłam pod prysznic. Ręka bolala mnie okropnie, jakby ktoś walną mnie młotem pneumatycznym. Zacisnęłam zęby i musiałam sobie radzić z jedną. Wyszłam zostawiając na podłodze mokre ślady moich stóp. Owinięta w ręcznik, zapomniałam, że w szatni zostawiłam ubranie. Rozjerzałam się dookoła, czy aby nikogo w pobliżu nie ma i pobiegłam. W momencie kiedy miałam już wbiegać do środka wpadłam na kogoś. Podniosłam wzrok i zobaczyłam Pablo w jego codziennym ubraniu pachniał nowym Armanim, aż mnie odrzuciło. Czułam się zawstydzona i serce zaczęło mi szybciej bić. Złapał mnie w pasie i chwilę przytrzymał.

- Emm, przepraszam zostawiłam tam ubrania. - wskazałam na drzwi mojej szafki. - Tak jakby chciałabym je teraz nałożyć. - uśmichnełam się do niego lekko i weszłam do śródka. 

Coś za bardzo dopisuje mi szczęście. Błękitna sukienka wisiała na wieszaku. Lekko rozkloszowana na dole. Ręcznik zsunął się po moim ciele i wylądował na ziemi. Włożyłam cielisty stanik, majtki tego samego koloru, a potem wcisnęłam się w to cudeńko z wieszaka. Wyglądałam zabójczo. Nie wypada samej siebie chwalić, chociaż od czasu do czasu podnosi to samoocenę. Buty na lekkim obcasie. Nałożyłam na twarz podkład, rzęsy przeciągnęłam nowym tuszem X-factora a nad powieką zawitała delikatna kreska od elainera. 

Spakowałam brudne rzeczy do troby i wrzuciłam do szafki. Spojrzałam na siebie w lusterku. Czułam się niezmiesko, dosłownie jakbym szła na swoją pierwszą randkę gdy miałam 16-naście lat. Serce waliło mi jak oszalałe. To zadziwiające, ale nigdy czegoś takiego nie czułam. Wyszłam ze stadniny i udałam się w kierunku tej małej kawiarenki. Budynek przypominał stodołę. W środku wyglądało to nieco lepiej. Nad drzwiami wisiała duża podkowa, stoły zrobione ze starych belek, a zamiast siedzeń były siodła. Typowe miejsce dla jeźdźców. 

Za barem stał facetem w słomianym kapeluszy i nalewał drinka mojemu "partnerowi". Usiadłam obok niego i nastała niezręczna cisza. Tak jak już wcześniej wspominałam nie zamawiam alkoholu na tego typu spotkaniach.

- Poproszę sok. - odezwałam się w końcu by przerwać tą krępującą sytuację. Kelner czy szef tego całego burdelu podał mi pomarańczowy napój. Odwróciłam się w kierunku Pablo i zaczęłam dyskusję.

Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. O głupich kolorach, czy ulubionych filmach. Czas mijał, ale nie zwracaliśmy na to uwagi. Był wspaniały, nie przypominał innych facetów. Spokojny, opanowany, mężczyzna marzący o dzieciach o kupieniu dużego domku, o założeniu własnej stadniny. Opowiadał mi o tym wszystkim jakbyśmy byli dobrymi przyjaciółmi. Zaufał mi, ale nic nie wspomniał o żonie. Śmialiśmy się w niebogłosy, gdy opowiadałam mu o moim dzieciństwie. W końcu zostaliśmy tam sami. Na niebie zawitał księżyc, a gwiazdy tańczyły w okół niego. Kosmiczny widok w doborowym towarzystwie. Mogłabym tam siedzieć wieczność, ale on miał swoje obowiązki, a ja swoje zasady.

W drodze powrotnej zastanawiałam się czy ta kobieta ma równo pod sufitem. Czego ona chciała od tego szarmanckiego faceta. Zamówił mi taxówkę i o dziwo pojechał razem ze mną. Na pożegnanie dałam mu całusa w policzek i oznajmiłam, że teraz ja muszę się mu zrewanżować drinkiem. Uśmiechnął się tylko i nabazgrał coś na kartce. To jego numer. Taxówka odjechała, a ja rozanielona szukałam kluczy do domu...

18 maja 1997

Nowa zasada : Weź go na przytrzymanie niech nie myśli, że jesteś łatwa. Udawaj grzeczna i skromną dziewczynkę. Dochodzę do wniosku, że popełniłam największy błąd. ZAKOCHAŁAM SIE. Na samą myśl robi mi się niedobrze. Zaczyna kręcić mi się w głowie, żołądek wywraca się do góry nogami, a w brzuchu zaczynają fruwać motyle. 

Przerażona?

To zbyt mało powiedziane, ja jestem roztrzęsiona. Biorę do ręki telefon i wykręcam jego numer. Teraz powinien być w pracy, ale po kilku sygnałach słyszę w słuchawce jego ciepły głos. Rozpływam się. Czy normalne jest to, że zaprosiłam go do siebie? To jest złamanie wszystkich zasad, którymi się kierowałam, cały mój plan poszedł się pieprzyć. Jestem zła na siebie, zła na niego, że tak na mnie działa. Boję się uczuć, tego jakie konsekwencje mogą przynieść. Odsłaniam żaluzje by wpuścić trochę światła do mieszkania. Muszę jakoś przygotować dom, zrobić coś do jedzenia. Ręce zaczęły mi się trząść na samą myśl, że zawita w moich progach...

****************************************************************************************

20:30 

Oddycham głęboko. Wszystko jest przygotowane jego ulubione czerwone wino, ulubione dania. Spokojnie tylko spokojnie, nerwy tu nic nie pomogą. Wbij sobie do tej głupiej głowy, że ma żonę. Dzwonek do drzwi przyprawia mnie o gęsią skórkę. Czarna sukienka ciągnie się po ziemi, gdy idę je otworzyć. Zaufaj sobie Esme, bądź spokojna. Kiedy drzwi się uchylają stoi przede mną w garniturze i z różą w ręku.

Czy w ciągu dwóch dni można się zakochać?

Nie da się opisać tego co czuję przy nim. On sprawia, że jestem sobą, że nie gram, nie udaje kogoś kim nie jestem. 

- Wiesz to dziwne, ale jeszcze nigdy nie czułem się tak dobrze w towarzystwie kobiety, która znam dwa dni. - zdjął marynarkę, a ja na jego słowa się zarumieniłam. Wzięłam go pod rękę i zaprowadziłam do salonu. 

Rozglądał się dookoła podziwiając moje mieszkanie. Na pewno zastanawiał się jak weszłam w posiadanie takiego apartamentu. Patrzyłam na niego i przełykalam ślinę w gardle jakby coś wyrosło nie mogłam odezwać się słowem. Te jego szmaragdowe oczu sprawiały, że byłam w innym świecie. Usiedliśmy do stołu,otworzył wino, rozlał je po lampkach i wstaliśmy do toastu. Podeszłam bliżej niego tak, że czułam jego oddech. Lampka nagle wysunęła się z ręki i wino wylądowało na jego białej koszuli. Dopiero po chwili zorientowałam się co zrobiłam.

- Oooo matko. - zaczęłam biadolić próbując zetrzeć plamę. - Przepraszam zaraz to zamyję. - złapał mnie za dłoń i zaczął rozpinać guziki koszuli. Ujawniła się przedemną wysportowana klatka piersiowa, lekko pokryta włosami. Szybko zabrałam koszulę i wrzuciłam ją do wanny. To moja szansa stoi tam półnagi w moim mieszkaniu. Byłam rozpalona jak piec. Co chwila pojawiały się nowe emocje, to strach, to radość. 

- Jeszcze raz bardzo przepraszam. - odezwałam się wychodząc z łazienki. 

Nie miałam żadnej męskiej koszuli więc będzie musiał zostać w takim stanie w jakim znajduje się aktualnie. Musiałam zacząć działać. Podeszłam tak blisko jak tylko mogłam. Rękę położyłam na jego torsie. Czułam jak wali mu serce. Prosilam los aby ta chwila trwała wiecznie. Coś się stało coś zaiskrzylo. Wiem, że to zdecydowanie za szybko, ale te perfumy te usta, on cały dział na mnie jak narkotyk.

 Przesuwając zdrową dłoń coraz niżej rozpięłam mu pasek od spodni. Podniósł moją twarz tak aby była naprzeciwko jego i wbił się swoimi ustami w moje. Jego pocałunki były jak dotyk anioła. Byłam zachłanna chciałam coraz więcej i więcej. Zjechał nimi ku mojej szyi obdarowując ją całusami. Oddychałam bardzo głęboko, czułam jak jesteśmy coraz bliżej siebie. Nagle mnie podniósł nie przestając całować i położył na łóżku w sypialni. Nasze ubrania wirowały w powietrzu. Sukienka, stanik, majtki, po chwili byłam naga odkrywając przed nim cala siebie. Cicho pojękiwałam, gdy swoim językiem pieścił każdy zakątek mojego ciała. Chciałam tego najbardziej na świecie. Wbiłam w niego swoje paznokcie pozostawiając czerwony ślad. 

Zero wyrzutów sumienia, tylko ja i on.

Kiedy wszedł we mnie, pierwszy raz od lat poczułam przyjemność z sexu. Nasze ruchy były płynne wypełnialiśmy się nawzajem. Jakbym dryfowała na statku pełnym rozkoszy. Zachowywaliśmy się jak nastolatkowie. Zachłanni swoich ciał. Chętni na coraz większe doznania. Oplotłam go nogami i nie miałam zamiaru wypuścić. Zmienialiśmy pozycje prawie przez cały czas. To było niesamowite, nawet nasze oddechy były równe. Kiedy szczytowaliśmy wiedziałam, że to był orgazm, którego już nigdy w życiu nie osiągnę. Mój pisk rozniósł się po mieszkaniu, a on opadł obok mnie. Próbowałam uspokoić swoje ciało, i umysł. 

Spełniona? 

Zakochana!

Wtuliłam się w jego klatę a on obją mnie ramieniem. Nie potrzebowaliśmy rozmowy ze sobą. Wszystko wyraziliśmy aktem, który przed chwilą zakończyliśmy.

- Mam żonę. - zakomunikował mi do ucha. Dobrze to wiedziałam, ale nie chciciałam psuć tej chwili.
- Do jutra. - pocałowałam go i trzymałam tak mocno , aby mi nie uciekł.

19 maja 1997 

Nie było go. Miejsce, które wczoraj w nocy zajmował było puste. Szybko zerwałam się z łóżka. Zaufałam mu. Myślałam, że mnie pokochał, że mimo tylu różnic, tak strasznie krótkiego czasu coś się międzynami zrodziło. Poczułam jak łza spływa po moim policzku. Miałam ochotę się zemścić, wziąć telefon zadzwonić do jego żony, powiedzieć, że to podły drań, że wykorzystuje kobiety. 

Stop stop stop. Ogarnij się to Ty go wykorzystałaś, Ty wzięłaś za to pieniądze. 

- Coś się stało? - usłyszałam nagle jego głos. Odwróciłam się i zobaczyłam go owiniętego w ręczniku. Po prostu brał prysznic, a ja już zaczynałam wyobrażać sobie niestworzone historie.
- Nie, nic, w ogóle po prostu tak sobie siedziałam i no właśnie tak jakoś. - plątałam się w swojej wypowiedzi. Szybko nałożyłam jakąś koszulkę i rzuciłam się mu w ramiona. Objął mnie tak, że poczułam wszystkiego jego mięśni.
- Zakochałem się w Tobie, gdy spojrzałem w Twoje oczy w stadninie. Kiedy powiedziałaś do mnie swoje pierwsze słowa, poczułem jak moje serce lgnie do Ciebie. - objął moją twarz w ręce. - Mówiłem Ci wczoraj, że mam żonę, nigdy jej nie zdradziłem, jesteś pierwszą kobieta, która tak na mnie zadziałała. Między mną, a Gabriellą już od dawna się nie układało, a Ty pokazałaś mi, że mogę kochać inna kobietę. - umieścił swe usta na moich i mnie pocałował, tak delikatnie, z takim uczuciem. 

Stanęłam na palcach by być jeszcze bliżej niego. Wtopiłam palce w te cudowne włosy i czerpałam z tych pocałunków jak najwięcej. 

30 minut później

Stał przede mną ubrany w ten swój garniturek. Nie chciałam go wypuścić. Wiedziałam, że ma swoje obowiązki, tak bardzo pragnęłam by co ranek budzić się przy nim. Dałam mu buziaka na pożegnanie i znowu zostałam sama. 

Wróciłam do kuchni. Włączyłam express i czekałam aż zaparzy się kawa. Nagle komórka, która leżała na blacie zaczęła dzwonić. Na wyświetlaczy widniało imię "Gabriella". Cholera co mam jej powiedzieć. "Dzień Dobry zakochałam się w pani mężu, tak spał ze mną,  tak chce z nim być?" Nie mogę mu tego zrobić, on mnie znienawidzi, ona powie mu prawdę kim tak naprawdę jestem. 

- Słucham? - powiedziałam do telefonu. 
- Ma już pani jakieś informacje dla mnie. Czekam i czekam. - słychać było, że jest zdenerwowana, musiałam coś na poczekaniu wymyślić.
- Emmm on jest, jakby to powiedzieć nie do rozgryzienia, nie jest mną zainteresowany, robię wszystko co w mojej mocy, nawet zapisałam się do tej stadniny. - próbowałam wciskać jej ten kit, miałam nadzieję, że się nie zorientuje.
- Dobrze daję pani jeszcze tydzień, oby moje domysły były fałszywe. Do usłyszenia. - rozłączyła się, już było po wszystkim, udało mi się. Odetchnęłam z ulgą. 


Myśl Esme, myśl. Wszystko będzie dobrze.

26 maja 1997

Czy bycie szczęśliwą to grzech? Czy jeżeli to co robiłam do tej pory, co sprawiało mi przyjemność, stało się całkowicie bezsensu, to czy to jest normalne? Zaczęły mnie dopadać wyrzuty sumienia. Powinnam jej powiedzieć, w końcu zapłaciła mi za to, ale kiedy znowu spoglądam na miejsce, które zajmuje obok mnie szybko wymazuję tą głupotę z głowy.

Po cichu wstaje z łóżka, nie chcę go obudzić. Przyszedł dziś około pierwszej prosto z dyżuru. Nie poszedł do domu, do żony, przyszedł do mnie. Miałam wirtualne łzy w oczach, nie chcę mu pokazywać, że jestem słaba.


"W gąszczu trudnych spraw, chce odszukać nić, która wskarze mi gdzie zmierzać mam jak żyć. Wiem, że znajdę ją wiem już z kim chcę iść, gdy zabraknie sił, gdy zginie sens z pomocą przyjdzie chór dwóch serc. Już wiem miłość drogę znam, poprowadzi mnie przez świat, Ty przy mnie Ja przy Tobie, przez mrok ku jutrzence dnia, świat jest lepszy, gdy jesteś obok Ty."


Słowa kołysanki, która często śpiewała mi mama teraz nagle pojawiły się w mojej głowie. Chciałam skakać ze szczęścia. Krzyczeć, śmiać się, płakać.

- Od samego rana dopisuje Ci humor. - osoba, której głos dobrze znałam stała tuż za mną, serce znowu zaczęło wariować. Obróciłam się na pięcie w jego kierunku. 
- Jak zawsze. - zaczęłam się śmiać i skradłam mu buziaka. 
- Rozwodzę się z żoną. - gdy to powiedział przełknęłam głośno ślinę.
- Że słucham, że co? Ale jak to nie rozumiem.- gapiłam się na niego z głupią miną -  Nieeeee nie możesz tak się nie robi, - skierowałam twarz w jego kierunki.
- Dlaczego tak mówisz? - złapał mnie w pasie. Nie mogłam mu powiedzieć prawdy, nie chciałam też rozwalać jego małżeństwa, mam coraz głupsze myśli.Uśmiechnęłam się do niego.

Kiedy tylko mogliśmy spędzaliśmy ze sobą czas. Kochaliśmy się w dzień i w nocy, trzy cztery razy dziennie. Spacerowaliśmy za rękę w miejscach, gdzie nikt nie mógł nas spotkać. Gabriella dręczyła mnie dzień w dzień. Nie tylko telefonami potrafiła przyjść do mieszkania. Kazała dać sobie dowody, że on jej nie zdradza, że jest jej wierny. Skąd? Coraz bardziej się bałam, coraz trudniej było mi ukrywać prawdę. Uśmiechałam się sztucznie by nie wzbudzać podejrzeń. 

Dlaczego to się musiało wydarzyć!?

Może to jakieś widziadło. Może Pan Bóg chciał mi pokazać, że nie można tak żyć. Po prostu musiałam pocierpieć tak jak cierpieli mężczyźni, których wykorzystałam. 

Pablo, Pablo, Pablo to niesamowity mężczyzna, wspaniały, jedyny w swoim rodzaju, kochany, słodki, romantyczny. Dalej zadziwia mnie to, że mogłam zakochać się w człowieku, którego tak krótko znałam. Dzięki niemu pokochałam konie, kupiłam nawet Fleur. 

Wyrzuty? 

Serce mi się kraja, kiedy wciskam mu kolejny kit. Rozpadam się w środku na milion kawałków. 

KOCHAM CIĘ.

14 czerwca 2014.

Promienie słońca delikatnie muskają moją twarz. Dziś jest wielki dzień. Wstaje najszybciej jak tylko potrafię i pędem do kuchni. Otwieram lodówkę, a moim oczom ukazuję się piękny tort z napisem "17". Uśmiecham się pod nosem. Kiedy odwracam się w stronę drzwi oczom ukazuje się rozczochrana głowa mojej córki. Jest moim skarbem. Końcem i początkiem. Nadzieją, szczęściem, radością. 

- Cześć mamo - posyła mi ten swój promienny uśmiech. Jest taka podobna do ojca, te oczy, ta barwa głosu. 

Minęło 17 lat, a ja dalej nie mogę o nim zapomnieć. Był miłością mojego życia, ale nie mogłam mu tego zrobić, nie mogłam skazać go na bycie z taką szlamą jak ja. Moja córka nigdy nie dowie się co robiłam w przeszłości, chcę ją chronić przed złem tego chorego świata. Zaczyna się buntować, ale to krew z mojej krwi, serce z mego serca znam ją i ona zna mnie. 

Pablo?

Uciekłam kilka tygodni po tym jak dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Dobrze wiedziałam, że byłby wspaniałym ojcem, i jest. Dowiedziałam się, że on i Gabriella doczekali się syna,  jest teraz w tym samym wieku co Melisa. Ona nie wie kim jest jej ojciec, nawet o niego nie pyta, i niech tak zostanie. 

Historia, krótkiej wspaniałej miłości, nie skończyła się Happy Endem, chociaż nie, dla mnie tym szczęśliwym zakończeniem jest Melisa.

- Wszystkiego Najlepszego Skarbie. - podtykam jej pod nos tor z siedemnastoma świeczkami. Zdmuchuje wszystkie za jednym zamachem. Oby jej życzenie się spełniło...

THE END... 

Proszę o szczere opinie =) Maddy.


Za tydzień pojawi się kolejny O's .